Moje domowe archiwalia
Moje domowe archiwalia
Nie wiem czy dobrze robię, wciskając się tutaj z opisem siebie samego, ale zaryzykuję.
Jeszsze w szkole podstawowej, gdy na lekcji historii pani nam powiedziała, że zabytkiem jest to wszystko co ma ponad 50 lat, to klasa zaczęła rechotać, nazywając zabytkami swoich dziadków i babcie. To wspomnienie mnie usprawiedliwia, skoro od wielu lat jestem zabytkiem to mogę przedstawić fragment autobiografii, w oparciu o swój
pierwszy dokument czyli metrykę, której obustronny skan dołączam.
Co z lektury tego dokumentu wynika? Jestem obcokrajowcem "genralnobubernianinem" takie to były czasy, że Polska zstała wymazana z mapy Europy. Polski nie było, ale Polacy na szczęście się rodzili.
Co w metryce może stanowić ciekawostkę? Zwracam uwagę na to, że od chrztu jestem "trojga imion" - Andrzej Wacław Antoni, a to dzisiaj rzadkość, bo urzędy stanu cywilnego pozwalają nadać dwa imiona. Oczywiście nadanie mi trzech imion jest uzasadnione chęcią upamiętnienia moich przodków. Andrzej to dziadek po kądzieli, Wacław - ojciec i Antoni dziadek po mieczu.
Dla mnie istotnym jest jeszcze podpis księdza proboszcza pod tym dokumentem, dlaczego? Bo jak rodzinna wieść niesie, wychowałem się na mleku od proboszcza. A było to tak; gdy byłem jeszcze oseskiem mama zaczęła tracić pokarm a ja oczywiście z głodu głośno protestowałem. W takim to momencie odwiedził nas ksiądz proboszcz i zapytał czemu ja tak płaczę, gdy dowiedział się, że z braku mleka to powiedział " a mnie codziennie chłopiec ze wsi przynosi litr mleka, to ja Jędrusiowi chętnie je oddam".
Teraz przejdźmy na drugą stronę metryki, widzimy tutaj stempelki i i wpisy potwierdzające miejsce zamieszkania. W czasie gdy poszedłem do szkół do Łodzi i zmieszkałem u wujka Lolka brata mamy, to przez 4 lata, do pełnoletności był to mój "dowód osobisty".
Na początek to wystarczy, ale jeśli ludzkość wykaże się zainteresowaniem, to coś dopiszę.
Jeszsze w szkole podstawowej, gdy na lekcji historii pani nam powiedziała, że zabytkiem jest to wszystko co ma ponad 50 lat, to klasa zaczęła rechotać, nazywając zabytkami swoich dziadków i babcie. To wspomnienie mnie usprawiedliwia, skoro od wielu lat jestem zabytkiem to mogę przedstawić fragment autobiografii, w oparciu o swój
pierwszy dokument czyli metrykę, której obustronny skan dołączam.
Co z lektury tego dokumentu wynika? Jestem obcokrajowcem "genralnobubernianinem" takie to były czasy, że Polska zstała wymazana z mapy Europy. Polski nie było, ale Polacy na szczęście się rodzili.
Co w metryce może stanowić ciekawostkę? Zwracam uwagę na to, że od chrztu jestem "trojga imion" - Andrzej Wacław Antoni, a to dzisiaj rzadkość, bo urzędy stanu cywilnego pozwalają nadać dwa imiona. Oczywiście nadanie mi trzech imion jest uzasadnione chęcią upamiętnienia moich przodków. Andrzej to dziadek po kądzieli, Wacław - ojciec i Antoni dziadek po mieczu.
Dla mnie istotnym jest jeszcze podpis księdza proboszcza pod tym dokumentem, dlaczego? Bo jak rodzinna wieść niesie, wychowałem się na mleku od proboszcza. A było to tak; gdy byłem jeszcze oseskiem mama zaczęła tracić pokarm a ja oczywiście z głodu głośno protestowałem. W takim to momencie odwiedził nas ksiądz proboszcz i zapytał czemu ja tak płaczę, gdy dowiedział się, że z braku mleka to powiedział " a mnie codziennie chłopiec ze wsi przynosi litr mleka, to ja Jędrusiowi chętnie je oddam".
Teraz przejdźmy na drugą stronę metryki, widzimy tutaj stempelki i i wpisy potwierdzające miejsce zamieszkania. W czasie gdy poszedłem do szkół do Łodzi i zmieszkałem u wujka Lolka brata mamy, to przez 4 lata, do pełnoletności był to mój "dowód osobisty".
Na początek to wystarczy, ale jeśli ludzkość wykaże się zainteresowaniem, to coś dopiszę.
- Załączniki
-
- skanuj0038-metryka.jpg (58.24 KiB) Przejrzano 12263 razy
-
- skanuj0043-tr.metryka'.jpg (58.27 KiB) Przejrzano 12263 razy
Ostatnio zmieniony pn maja 10, 2010 11:11 am przez bobola, łącznie zmieniany 2 razy.
Re: Moje domowe archiwalia
Cieszy mnie tak entuzjastyczna recenzja, ale nim coś znajdę jako ciąg dalszy, to krótki dodatek do powyższego.
W pierwszym okresie mego życia mówiono do mnie Jędruś, ale przestano, dlaczego?
Starachowice leżą na przedpolu Gór Świętokrzyskich, które w okresie okupacji były matecznikiem partyzantów, których nazywano "Jędrusie". Gdy mama zwróciła się do mnie Jedruś, gdy akurat napatoczyli się niemieccy żołnirze i nieprzyjaźnie na to słowo zaregowali, przestałem być Jędrusiem, i choć tata mówił do mnie Jędrek do tej pory jestem Andrzejem, chociaż żona czasem mówi do mnie Andrzejku.
Na koniec zastanawiam się, czy za utratę Jędrusia, mógłbym starać się o uprawnienia kombatanta?
W pierwszym okresie mego życia mówiono do mnie Jędruś, ale przestano, dlaczego?
Starachowice leżą na przedpolu Gór Świętokrzyskich, które w okresie okupacji były matecznikiem partyzantów, których nazywano "Jędrusie". Gdy mama zwróciła się do mnie Jedruś, gdy akurat napatoczyli się niemieccy żołnirze i nieprzyjaźnie na to słowo zaregowali, przestałem być Jędrusiem, i choć tata mówił do mnie Jędrek do tej pory jestem Andrzejem, chociaż żona czasem mówi do mnie Andrzejku.
Na koniec zastanawiam się, czy za utratę Jędrusia, mógłbym starać się o uprawnienia kombatanta?
Re: Moje domowe archiwalia
Prosimy o więcej Andrzeju.
- tete
- Administrator - Stowarzyszenie
- Posty: 760
- Rejestracja: pt mar 13, 2009 10:37 am
- Lokalizacja: Płock
- Kontakt:
Re: Moje domowe archiwalia
I to jest lekcja historii której nie odbierze się w żadnej szkole i nie wyczyta w żadnym podręczniku. Czekamy na dalsze zwierzenia.bobola pisze:...partyzantów, których nazywano "Jędrusie". Gdy mama zwróciła się do mnie Jedruś, gdy akurat napatoczyli się niemieccy żołnierze i nieprzyjaźnie na to słowo zareagowali, przestałem być Jędrusiem,...
Re: Moje domowe archiwalia
Aby zakończyć starachowicki etap mojej autobiografii, muszę wcześniej wyjaśnić dlaczego przyszedłem na świat w Starachowicach. Otóż w Wierzbniku mieście, które krótko przed wojną połączono z sąsiednimi Starachowicami w jeden organizm miejski Starachowice-Wierzbnik, zamieszkał brat mamy wujek Antoś, a z nim babcia Tosia i ciotki Jasia i Marysia, ta ostatnia miała pecha, przyjechała z Włoch no urlop i wybuch wojny przeszkodził jej w powrocie. Natomiast moi rodzice mieszkali w Łodzi, ale gdy hitlerowcy nazwali miasto Litzmannstadt i wraz z połacią Polski włączyli do Rzeszy, zaczęły się prześladowania polskiej ludności miasta, którą przesiedlano, zwłaszcza z centrum, na peryferia i do podłódzkich miejscowości. Rodziców z córką przygarnął w Starachowicach wujek Antoś, wyszukał im też pracę, będąc lekarzem zatrudnił ich w tzw. kolumnie sanitarnej, z którą jeździł po całym powiecie i szczepili ludność przeciw chorobom zakaźnym, szczepił ojciec a mama wypełniała stosowne papiery. Ja do tej pory noszę bliznę po ospie, przeciw której zaszczepił mnie tata.
Gdy ja pojawiłem się w rodzinie, zostałem ochrzczony w kościele w Wierzbniku, w kaplicy przed ołtarzom św. Andrzeja Boboli. Jak już wiadomo na pierwsze imię dano mi Andrzej, a moim patronem został ten z ołtarza Bobola, święty Polak. Mam z tym trochę kłopotu, gdy w listopadzie chcą mi składać życzenia i muszę wyjaśniać, że ja imieniny obchodzę w maju.
W Starachowicach, ale także w Mirsku i Lipsku przebywałem do jesieni 1945 r. Z tamtych czasów mam też najodleglejsze wspomnienia. Pierwsze jest z Sienna, miałem może 2,5 roku, byliśmy w tej miejscowości z wizytą u mego chrzestnego stryjka Witka, który byt tam weterynarzem. Siedziałem na schodkach ganku i przyglądałem się jak stryjek szczepił świnię, do trzymania świni za ryj używał lśniących niklowanych szczypiec, po szczepieniu puszczona wolno świnia zaczęła się do mnie zbliżać, więc wolałem schronić się w mieszkaniu.
Mam też wspomnienia związane z wyzwoleniem, pierwsze to nalot na przemysłową część Starachowic, gdy zawyły syreny alarmowe, schroniliśmy się z mamą w rowie wykopanym w tym celu na polu po drugiej stronie ulicy. Tam osypujący się piasek zaprószył mi oczy co ogłosiłem, przyłączając się płaczem do syren.
Pamiętam też "pierwszy dzień wolności". Ciocia Marysia zabrała mnie na rynek, gdzie z wojskowego auta z megafonem rozlegały się dźwięki wojennych pieśni, ale najbardziej utkwił mi w pamięci widok leżącego tam niemieckiego żołnierza w płaszczu, mundurze, bez butów i skarpetki na lewej stopie. Ten widok utrwalił się w mej pamięci na zawsze. Chyba tego samego dnia odwiedziło nas dwóch sołdatów, zostali czymś poczęstowani a ja najbardziej zapamiętałem tego, który wziął mnie na kolana i pokazywał pepeszę.
Jedyną pamiątką z tamtych czasów (nie licząc metryki) jest akwarelowy obraz św. Andrzeja Boboli, namalowany przez wysiedleńca z Poznania pana Rydygiera. Obraz ten podarowały mi ciocie Jasia i Marysia na trzecie urodziny.
Gdy ja pojawiłem się w rodzinie, zostałem ochrzczony w kościele w Wierzbniku, w kaplicy przed ołtarzom św. Andrzeja Boboli. Jak już wiadomo na pierwsze imię dano mi Andrzej, a moim patronem został ten z ołtarza Bobola, święty Polak. Mam z tym trochę kłopotu, gdy w listopadzie chcą mi składać życzenia i muszę wyjaśniać, że ja imieniny obchodzę w maju.
W Starachowicach, ale także w Mirsku i Lipsku przebywałem do jesieni 1945 r. Z tamtych czasów mam też najodleglejsze wspomnienia. Pierwsze jest z Sienna, miałem może 2,5 roku, byliśmy w tej miejscowości z wizytą u mego chrzestnego stryjka Witka, który byt tam weterynarzem. Siedziałem na schodkach ganku i przyglądałem się jak stryjek szczepił świnię, do trzymania świni za ryj używał lśniących niklowanych szczypiec, po szczepieniu puszczona wolno świnia zaczęła się do mnie zbliżać, więc wolałem schronić się w mieszkaniu.
Mam też wspomnienia związane z wyzwoleniem, pierwsze to nalot na przemysłową część Starachowic, gdy zawyły syreny alarmowe, schroniliśmy się z mamą w rowie wykopanym w tym celu na polu po drugiej stronie ulicy. Tam osypujący się piasek zaprószył mi oczy co ogłosiłem, przyłączając się płaczem do syren.
Pamiętam też "pierwszy dzień wolności". Ciocia Marysia zabrała mnie na rynek, gdzie z wojskowego auta z megafonem rozlegały się dźwięki wojennych pieśni, ale najbardziej utkwił mi w pamięci widok leżącego tam niemieckiego żołnierza w płaszczu, mundurze, bez butów i skarpetki na lewej stopie. Ten widok utrwalił się w mej pamięci na zawsze. Chyba tego samego dnia odwiedziło nas dwóch sołdatów, zostali czymś poczęstowani a ja najbardziej zapamiętałem tego, który wziął mnie na kolana i pokazywał pepeszę.
Jedyną pamiątką z tamtych czasów (nie licząc metryki) jest akwarelowy obraz św. Andrzeja Boboli, namalowany przez wysiedleńca z Poznania pana Rydygiera. Obraz ten podarowały mi ciocie Jasia i Marysia na trzecie urodziny.
- Załączniki
-
- OŁTARZ ŚW. ANDRZEJA BOBOLI W STARACHOWICACH
- skanuj0006-tr.Starachowice.jpg (47.64 KiB) Przejrzano 12209 razy
-
- OBRAZ ŚW. ANDRZEJA BOBOLI
- HPIM5540-tr.Andrzej Bobola.jpg (59.85 KiB) Przejrzano 12209 razy
Re: Moje domowe archiwalia
Interesyjący dokument z czasów II Rzeczpospolitej, jest nim dowód osobisty mojej mamy. Dla mnie to oczywiście pamiątka rodzinna, ale postronnych może zainteresować wygląd ówczesnego dowodu, zarówno jego druk jak i ciekawe a już dzisiaj nieistniejące rubruki, no i kaligraficzne pismo, wcale nie takie czytelne dla obecnie czytających. Chyba nie wszyscy wiedzą, że w owych czasach pełnoletniość osiągało się w wieku 21 lat.
Mnie też zaskakują niektóre informacje zawarte w dowodzie, np. że mama znała język francuski, bo nigdy nie słyszałem jej rozmawiającej w tym języku, albo pod jakim adresem wówczas mieszkała.
Mnie też zaskakują niektóre informacje zawarte w dowodzie, np. że mama znała język francuski, bo nigdy nie słyszałem jej rozmawiającej w tym języku, albo pod jakim adresem wówczas mieszkała.
- Załączniki
-
- skanuj0001-tr.dow.os.jpg (113.5 KiB) Przejrzano 12187 razy
-
- skanuj0002-tr.dow.os.jpg (75.05 KiB) Przejrzano 12187 razy
-
- skanuj0003-tr.dow.os.jpg (90.2 KiB) Przejrzano 12187 razy
-
- skanuj0004-tr.dow.os.jpg (118.36 KiB) Przejrzano 12187 razy
-
- skanuj0005-tr.dow.os.jpg (112.76 KiB) Przejrzano 12187 razy
Ostatnio zmieniony czw lip 01, 2010 9:59 am przez bobola, łącznie zmieniany 1 raz.
- Thomas
- Moderator globalny - Stowarzyszenie
- Posty: 1510
- Rejestracja: wt gru 01, 2009 8:40 pm
- Kontakt:
Re: Moje domowe archiwalia
piękna sprawa... dzięki za ten powiew historii
porównując z dzisiejszymi dowodami, to istne dzieło sztuki
porównując z dzisiejszymi dowodami, to istne dzieło sztuki
- UBOOT
- Moderator globalny - Stowarzyszenie
- Posty: 1374
- Rejestracja: wt sie 25, 2009 9:09 pm
- Lokalizacja: Płock-Mańkowo
- Kontakt:
Re: Moje domowe archiwalia
Tomek, naszymi plastikami za 80 lat też będzie się ktoś zachwycał (zresztą zielone książeczki już są historyczne)
Re: Moje domowe archiwalia
Ten cytat przypomniał mi o mojej ciemnozielonej książeczce wojskowej, która mnie przypomina jaką zrobiłem "karierę" wojskową.UBOOT pisze:(zresztą zielone książeczki już są historyczne)
Zaraz po jej otworzeniu widzę, że to jedyny, późniejszy od "generalnogubernialnej" metryki, mój dokument gdzie występuję jako trojga imion. Trzy imiona zostały skrupulatnie przepisane z owej metryki, gdy jako przedpoborowy musiałem się zgłosić w WKR, tak to chyba się nazywało, by wojsko umieściło mnie w swej ewidencji.
W wojsku nigdy nie byłem, bo za wojsko uważam odbycie zasadniczej służby wojskowej, mimo to dochrapałem się stopnia podporucznika, a wcześniej przez kilkanaście lat byłem kapralem podchorążym i chętnie bym został przez dalsze lata, ale wojsko postanowiło zrobić ze mnie oficera. W maju 1980 r. zostałem zmobilizowany i wysłany z resztą wojska na Kępę Ośnicką (płocczanie wiedzą gdzie to jest).
Trafiłem całkiem dobrze, kwatermistrz ma w wojsku najlepiej a ja byłem dowódcą plutonu zaopatrzenia. Przypominam, że w 80 roku w sklepach był tyko ocet a ja zajadałem się wojskowymi koserwami, do tej pory tęsknię za wojskowym wędzonym boczkiem z puszki, mniam. Po drugie jako "kadra" spałem w namiocie a wojsko miało do spania pałatki, był to wyjątkowo zimny maj z nocnymi przymrozkami. Wojsko marzło, ale po zmierzchu docierało na kępę cywilne zaopatrzenie z Borowiczek i chłopaki mieli się czym w nocy pokrzepiać.
Później jeszcze kilkakrotnie wzywano mnie na ćwiczenia, by na tajnych mapach wykreślać szlak bojowy przez NRD, RFN do Danii lub Holandii. Były też ćwiczenia polegające na przymierzaniu munduru, czkającego na mnie jednostce.
- Załączniki
-
- skanuj0003-tr.wojsko.jpg (91.11 KiB) Przejrzano 12164 razy
-
- skanuj0004-tr.wojsko.jpg (60.46 KiB) Przejrzano 12164 razy
-
- skanuj0005-tr.wojsko.jpg (47.3 KiB) Przejrzano 12164 razy
-
- skanuj0006-tr.wojsko.jpg (58.59 KiB) Przejrzano 12164 razy
-
- skanuj0007-tr.wojsko.jpg (51.59 KiB) Przejrzano 12164 razy
-
- skanuj0008--tr.wojsko.jpg (65.42 KiB) Przejrzano 12164 razy
-
- skanuj0009-tr.wojsko.jpg (48.74 KiB) Przejrzano 12164 razy
-
- skanuj0010-tr.wojsko.jpg (76.71 KiB) Przejrzano 12164 razy
Ostatnio zmieniony czw lip 08, 2010 9:38 am przez bobola, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Moje domowe archiwalia
Tym razem pokazuję list od marszałka Polski do mojego ojca, który w tamtym czasie zagospodarowywał Ziemie Odzyskane. Rzecz charakterystyczna dla notabli owych czasów, list pisany w wigilię nie wspomina ani słowem o Bożym Narodzeniu.
- Załączniki
-
- skanuj0048-tr.list.jpg (63.52 KiB) Przejrzano 12143 razy
Re: Moje domowe archiwalia
Właśnie przed chwilą, przeglądając "Płock od A do Z" natknąłem się na informację, że w 1978 r. Marszałek Polski - Michał Rola-Żymierski otrzymał godność Honorowego Obywatela miasta Płocka.
Re: Moje domowe archiwalia
Trzeba uważać by się nie rozpędzili i nie odebrali godności Dziadkowi Piłsudskiemu, bo też był Marzsałkiem Polski a co gorsza był socjalistą.kazet-kz pisze: Aktualnie wśród Rady Miasta toczy się batalia o odebranie mu tej godności.
Re: Moje domowe archiwalia
W wigilijny wieczór, wśród gwiazdkowych prezentów otrzymałem kalendarz Łódź 2011 z akwarelami pędzla Katarzyny Tomali. Oczywiście te łódzkie widoki skłaniają do wspomnień, sięgających czasów gdy byłem łodzianinem. Były to moje lata szkolne i akademickie, a więc te związane z najmilszymi wspomnieniami.
Najbardziej wspominkowym okazał się obrazek z budynkiem, stojącym u zbiegu ulic: Piotrkowskiej i Tuwima, zatytułowany "Magazyn Konfekcyjny E. Schmechela" ja pamiętam go jako dom towarowy, obok którego przechodziłem kilka razy dziennie. Na ul. Tuwima, po minięciu domu towarowego było kino Gdynia, dalej dom pod nr. 4 i następna kamienica pod nr. 6, w której wówczas mieszkałem.
Dom ten kiedyś wspomniałem jako magiczne miejsce. Opowieść zatytułowana "Niezapomniany dom" została umieszczona w książce "Magiczne Miejsca - Łódź" wydanej w 1998 r. Fragmenty wspomnienia cytuję poniżej.
"...Już od blisko 30 lat nie mieszkam w Łodzi, więc siłą rzeczy wszystkie wspomnienia związane z tym miastem dotyczą odległych czasów. ... W mojej pamięci utrwalił się dom pod numerem 6 przy ulicy Tuwima. Wiele lat w nim mieszkałem, a teraz niekiedy, będąc w pobliżu wchodzę do bramy, do klatki schodowej, na podwórko i robię coś dziwnego, bo właściwie nie oglądam, ale wdycham, wącham i wówczas czuję ten charakterystyczny zapach starej, łódzkiej kamienicy. On się od lat nie zmienił, pozostał taki sam, jakim go pamiętam z lat chłopięcych i młodzieńczych. Ten zapach przypomina odległe czasy, kiedy to z okien najwyższego piętra kamienicy oserwowałem budowę łódzkiego "drapacza chmur" u zbiegu ulic Sienkiewicza i Narutowicza. Natomiast za oknami mieszkania na I piętrze tętniło życie wielkiego miasta - stukot i dzwonki tramwajów dojeżdżających do przystanku, zgrzyt kół po torowisku tramwajów skręcających w Piotrkowską, gwar ludzi wychodzących z kin "Wisła" i "Gdynia", a w letnie wieczory muzyka, dobiegająca zogródka restauracji "Tivoli".
...Z klimatem tego niezapomnianego domu związana była postać Konstantego Mackiewicza, moim zdaniem największego , łódzkiego artysty malarza, który w podwórzu miał swoją pracownię, a mieszkańców kamienicy traktował jako sąsiadów. ..."
Najbardziej wspominkowym okazał się obrazek z budynkiem, stojącym u zbiegu ulic: Piotrkowskiej i Tuwima, zatytułowany "Magazyn Konfekcyjny E. Schmechela" ja pamiętam go jako dom towarowy, obok którego przechodziłem kilka razy dziennie. Na ul. Tuwima, po minięciu domu towarowego było kino Gdynia, dalej dom pod nr. 4 i następna kamienica pod nr. 6, w której wówczas mieszkałem.
Dom ten kiedyś wspomniałem jako magiczne miejsce. Opowieść zatytułowana "Niezapomniany dom" została umieszczona w książce "Magiczne Miejsca - Łódź" wydanej w 1998 r. Fragmenty wspomnienia cytuję poniżej.
"...Już od blisko 30 lat nie mieszkam w Łodzi, więc siłą rzeczy wszystkie wspomnienia związane z tym miastem dotyczą odległych czasów. ... W mojej pamięci utrwalił się dom pod numerem 6 przy ulicy Tuwima. Wiele lat w nim mieszkałem, a teraz niekiedy, będąc w pobliżu wchodzę do bramy, do klatki schodowej, na podwórko i robię coś dziwnego, bo właściwie nie oglądam, ale wdycham, wącham i wówczas czuję ten charakterystyczny zapach starej, łódzkiej kamienicy. On się od lat nie zmienił, pozostał taki sam, jakim go pamiętam z lat chłopięcych i młodzieńczych. Ten zapach przypomina odległe czasy, kiedy to z okien najwyższego piętra kamienicy oserwowałem budowę łódzkiego "drapacza chmur" u zbiegu ulic Sienkiewicza i Narutowicza. Natomiast za oknami mieszkania na I piętrze tętniło życie wielkiego miasta - stukot i dzwonki tramwajów dojeżdżających do przystanku, zgrzyt kół po torowisku tramwajów skręcających w Piotrkowską, gwar ludzi wychodzących z kin "Wisła" i "Gdynia", a w letnie wieczory muzyka, dobiegająca zogródka restauracji "Tivoli".
...Z klimatem tego niezapomnianego domu związana była postać Konstantego Mackiewicza, moim zdaniem największego , łódzkiego artysty malarza, który w podwórzu miał swoją pracownię, a mieszkańców kamienicy traktował jako sąsiadów. ..."
- Załączniki
-
- OSTATNIA STRONA KALENDARZA
- skanuj0014-tr.Łódź.jpg (73.61 KiB) Przejrzano 12093 razy
-
- MAGAZYN KONFEKCYJNY SCHMECHELA
- skanuj0005-tr.Łódź.jpg (72.78 KiB) Przejrzano 12093 razy
Re: Moje domowe archiwalia
Wracam do "zamierzchłej" przeszłości, by pokazać dokument informujący o przyznaniu mojej mamie, wówczas młodej kancelistce, prawa do Medalu Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości. Niestety sam medal gdzieś się zapodział, jedynie co pamiętam z odległego dzieciństwa, to mama pokazywała mi ten medal i nawet pozwalała się nim pobawić. Później medal zniknął, bo może mama obawiała się, że dzieciak pochwali się w szkole "a moja mama to dostała medal z Piłsudskim" bo były to czasy, gdy lepiej było nie chwalić się posiadaniem takiej pamiątki.
Obecnie po 60 latach ja zastanawiam się, czy warto pochwalić się innym medalem zupelnie innego dziesięciolecia i mimo wszystko pochwalę się. Medal 10-lecia Polski Ludowej otrzymał mój ojciec, ten medal zachował się razem z legitymacją i etui.
Obecnie po 60 latach ja zastanawiam się, czy warto pochwalić się innym medalem zupelnie innego dziesięciolecia i mimo wszystko pochwalę się. Medal 10-lecia Polski Ludowej otrzymał mój ojciec, ten medal zachował się razem z legitymacją i etui.
- Załączniki
-
- skanuj0072-tr.archiwalia.jpg (57.33 KiB) Przejrzano 12053 razy
-
- skanuj0010-tr.archiwalia.jpg (40.27 KiB) Przejrzano 12053 razy
Re: Moje domowe archiwalia
Natchniony przez ahalinkę kinową tematyką, sięgnąłem do dawnych zdjęć i znalazłem dwa związane z łódzkimi kinami, pochodzą one równo sprzed pół wieku.
Na zdjęciach są uczniowie Technikum Włókienniczego nr1, ja to ten okularnik. Z przyczyn prawdopodobnie usprawiedliwionych, naukę skończyliśmy wcześniej i postanowiliśmy wolny czas spędzić w kinie. Zaczęliśmy od kina Polonia przy Potrkowskiej, kino mieściło się w głębi podwórka (wg rozinnego przekazu, w czasach "za cara" był tam teatr, do którego uczęszczali moi dziadkowie). Już nie pamiętam z jakich przyczyn, ale w Polonii filmu nie obejrzeliśmy, więc pobliską ul. Narutowicza poszliśmy do Bałtyku zlokalizowanego w podwórku za filharmonią, było to wówczas najnowocześniejsze łódzkie kino, stoimy przed nim w większym gronie kolegów kinomanów, ci młodzi w pilotkach, to przypadkowi przechodnie, pragnący uwiecznić się na fotografii. W końcu tego dnia do kina nie poszliśmy, bo dalsze zdjęcia robiłem w parku, który wówczas chyba nazywał się Kolejowy, dopiero po paru latach postawiono tam pomnik Moniuszki i park nazwano im. Stanisława Moniuszki. Z pomnikiem były przepychanki co do strony w którą ma patrzeć Moniuszko, w końcu pomnik odwrócono, ale to już działo się gdy przestałem być łodzianinem.
To byłoby tyle wspomnień ale ciekawe, czy po pół wieku te kina jeszcze funkcjonują?
Na zdjęciach są uczniowie Technikum Włókienniczego nr1, ja to ten okularnik. Z przyczyn prawdopodobnie usprawiedliwionych, naukę skończyliśmy wcześniej i postanowiliśmy wolny czas spędzić w kinie. Zaczęliśmy od kina Polonia przy Potrkowskiej, kino mieściło się w głębi podwórka (wg rozinnego przekazu, w czasach "za cara" był tam teatr, do którego uczęszczali moi dziadkowie). Już nie pamiętam z jakich przyczyn, ale w Polonii filmu nie obejrzeliśmy, więc pobliską ul. Narutowicza poszliśmy do Bałtyku zlokalizowanego w podwórku za filharmonią, było to wówczas najnowocześniejsze łódzkie kino, stoimy przed nim w większym gronie kolegów kinomanów, ci młodzi w pilotkach, to przypadkowi przechodnie, pragnący uwiecznić się na fotografii. W końcu tego dnia do kina nie poszliśmy, bo dalsze zdjęcia robiłem w parku, który wówczas chyba nazywał się Kolejowy, dopiero po paru latach postawiono tam pomnik Moniuszki i park nazwano im. Stanisława Moniuszki. Z pomnikiem były przepychanki co do strony w którą ma patrzeć Moniuszko, w końcu pomnik odwrócono, ale to już działo się gdy przestałem być łodzianinem.
To byłoby tyle wspomnień ale ciekawe, czy po pół wieku te kina jeszcze funkcjonują?
- Załączniki
-
- skanuj0002-tr.archiw.jpg (59.75 KiB) Przejrzano 11992 razy
-
- skanuj0001-tr.archiw.jpg (59.02 KiB) Przejrzano 11992 razy
-
- skanuj0003-tr.archiw.jpg (56.1 KiB) Przejrzano 11992 razy
Ostatnio zmieniony śr mar 09, 2011 12:30 pm przez bobola, łącznie zmieniany 2 razy.
- prząśniczka
- Posty: 127
- Rejestracja: ndz lip 18, 2010 12:49 pm
- Lokalizacja: Łódź
Re: Moje domowe archiwalia
Wspomniane kino Gdynia było pierwszym kinem w Łodzi (powtało w 1908r w Magazynach Konfekcyjnych Emila Smechela) o nazwie Odeon. Sam obiekt to perełka architektoniczna Łodzi. Nosi on znamiona secesji: duże okno trójdzielne, brak symetrii, miękkie łuki. Na samym szczycie kina znajduje się sowa, której niegdyś po zmroku świeciły się oczy.
Obecnie budynek jest własnością włoskiej firmy, która w 2010r. odrestaurowała elewację, dostając na to zgodę, oczywiście, architekta miasta.
Obecnie budynek jest własnością włoskiej firmy, która w 2010r. odrestaurowała elewację, dostając na to zgodę, oczywiście, architekta miasta.
- Załączniki
-
- kino Gdynia.jpg (35.67 KiB) Przejrzano 12006 razy
-
- Odnowiona elewacja.
- kino.jpg (18.47 KiB) Przejrzano 12006 razy
-
- Słynna sowa.
- sowa.jpg (31.26 KiB) Przejrzano 12006 razy
- ahalinka
- Posty: 218
- Rejestracja: pt sty 28, 2011 1:04 pm
- Lokalizacja: ŁÓDŹ(Olechów, Ruda Pabianicka, Retkinia hist.)
Re: Moje domowe archiwalia
Dodam, że pierwszym budynkiem w Polsce - wybudowanym z przeznaczeniem na kino.prząśniczka pisze:Wspomniane kino Gdynia było pierwszym kinem w Łodzi (powstało w 1908r w Magazynach Konfekcyjnych Emila Smechela) o nazwie Odeon...
"Bałtyk" i "Polonia" jeszcze istnieją choć to już nie ta magia
Ale nie przerywam już opowieści Andrzeja...
- prząśniczka
- Posty: 127
- Rejestracja: ndz lip 18, 2010 12:49 pm
- Lokalizacja: Łódź
Re: Moje domowe archiwalia
Super panowie macie stroje. I chyba tarcze tam widzę.
- ahalinka
- Posty: 218
- Rejestracja: pt sty 28, 2011 1:04 pm
- Lokalizacja: ŁÓDŹ(Olechów, Ruda Pabianicka, Retkinia hist.)
Re: Moje domowe archiwalia
Tarcze klasyki, późniejsze mniejsze to już nie to. A jakie kultowe "worki" na książki.
Andrzeju, jakie filmy robiły na Was wrażenie?
Andrzeju, jakie filmy robiły na Was wrażenie?
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość